Nie ma co się rozpisywać. Strasznie męczący film. Niektóre sceny strasznie się dłużą, a sama fabuła miała zadatki na coś lepszego, niestety wyszło strasznie amatorsko i tandetnie. Ta stacja lubuje się w tego typu produkcjach.
Nawet występ Erica Robertsa nie daje mi możliwości wystawienia większej oceny jak 3/10. I to chyba tylko z litości dla Erica, że dał się skusić na tak słaby film.
W takim razie to najpewniej twój pierwszy obejrzany film z tym aktorem, bo strasznie ciężko znaleźć inne wytłumaczenie dla ostatniego zdania z pierwotnej wypowiedzi.
Witam,
Wiesz, Roberts już od właściwie bez mała kilkunastu lat gra (prawie) wyłącznie w tanich, lub bardzo tanich produkcjach.
Widać, że się nie stara, że często nawet nie udaje iż tu chodzi o jakieś aktorstwo, tylko zwyczajnie o opłacenie rachunków. A że (mimo wszystko) jest aktorem rozpoznawalnym, więc go producenci zatrudniają, często jako wisienkę na torcie do kolejnego niskobudżetowego gniotu.
Tego już się nie da zmienić. Szkody wizerunkowe są zbyt duże. Rola z „Runaway Train” już nigdy się nie powtórzy. Możemy co najwyżej z sympatii dla tego aktora pamiętać go z filmu Konczałowskiego, gdzie reżyser Go świetnie "poprowadził".
Jednak nie zmieni to faktu, że jak przypadkiem skacząc po kanałach z pilotem w ręku trafiam na jakiś nieznany mi obraz z Robertsem to z góry już zakładam, aby się po filmie za wiele nie spodziewać.
Udział aktora w niskobudżetowym i niskich lotów „Wolves of Wall Street” (który jako niepoprawny sympatyk horrorów o likantropii „zaliczyłem” niejako z obowiązku) nie zaskoczył mnie w najmniejszym stopniu.
On po prostu od lat zarabia na utrzymanie już tylko wyłącznie poprzez udział w podobnych produkcjach.
Pozdrawiam.